Reklama

Sobota

08/08/2012 08:55

Ach, wakacje. Wyczekane i wytęsknione przez wielu. Czas urlopów, wypoczynku i chwil mile spędzonych z rodziną. Jakie szczęście, że mogę sobie na to pozwolić. Tak, tak – wiem , mam dobrze i cieszę się z tego niezmiernie. Zapytasz może dlaczego przechwalam się publicznie? Hmm… to nie przechwałki, a dzielenie się szczęściem. Absurd – powiesz – masz do tego prawo, lecz ja opowiem ci historię, która trochę nas do siebie zbliży.
Wyobraź sobie letni, wakacyjny poranek, ptaszki śpiewają za oknem, miły wietrzyk porusza firanką. Wstaję, jest sobota. Nic nie muszę, nigdzie się nie spieszę. Nie odbieram dzwoniącego telefonu – to pewnie szef, choćby zapłacił potrójną stawkę, nie zrezygnuję z tego dnia. Moja córcia nadal śpi w swoim łóżeczku – jak przyjemnie jest popatrzeć na jej uśmiechniętą buźkę. Za tym uśmiechem kryją się pewnie wspaniałe sny pełne zabawy, radości i – tak – Piotrusia Pana. Poprzedniego wieczora obejrzała bajkę, potem długo z wrażenia nie mogła zasnąć. Ale zaraz wstanie. Rozpocznie się codzienna kawalkada: mycie, śniadanie, gonitwa z ubraniami… Ach, przecież dziś sobota – może chodzić w piżamie do południa. Mi to nie przeszkadza.
Jest koło pierwszej po południu. Zrobiliśmy trochę porządków w mieszkaniu, poszliśmy na zakupy. Nawet porządny obiad udało mi się ugotować. Zastanawiam się nad tym jak spędzić resztę dnia. Może pojedziemy na wycieczkę do lasu? A może Krubin – tam i las i jezioro? Nie to chyba nienajlepszy pomysł, w lesie pełno kleszczy, w jeziorku nie można się wykąpać. Och, jak gorąco, dawno nie było aż takich upałów. No, może były, ale ja przesiedziałam je w pracy. To co? Może basen – podobno czynny jest ten odkryty. Warto spróbować. Zwłaszcza że babcia kupiła wielkiego, dmuchanego delfina. To dopiero będzie radość, jak Aga go zobaczy… Postanowione. Po obiedzie spacer i odkryty basen.
Idziemy. Całą trójką. Wszyscy mamy pod ubraniami stroje kąpielowe. Ja jak zwykle mam najgorzej – strój jednoczęściowy i to z falbanką która nie chce się schować. Sama sobie taki wybrałaś – myślę – ale dobrze w nim wyglądasz. Aga bardzo poruszona – idzie na basen, jeszcze nie wie na jaki. Ogromny (większy ode mnie) delfin, już nadmuchany. Adam niesie go pod pachą. To znaczy - pewnie niósł by go tam, gdyby mu się zmieścił. Więc delfin – nadmuchany i wielki – jakoś targany. Skwar niebotyczny. Brukowana, rozgrzana Warszawska – że też musimy mieszkać akurat z tej strony miasta. Trzeba przejść przez samo centrum. Wszystko wzięte? Ręczniki, koc, olejek, czapki, DELFIN – są.
- Pójdźmy parkiem, będzie trochę chłodniej.
- Mamusiu, damy kaczkom trochę bułki?
- Nie, nie wzięliśmy ze sobą chlebka dla kaczek.
- Ale one są bardzo głodne.
- Nie, nie są. Codziennie przychodzą jakieś dzieci i je karmią. Zobacz jeszcze kawałeczki bułki tam pływają.
- A czy kaczuszki lubią torebki?
- Nie, no coś ty…
- A parasole?
- Aga, skąd ci to przyszło do głowy.
- Bo tam pływają takie śmieci…
Patrzę w dół, po drugiej stronie mostku. No tak, oczywiście. Pełno śmieci, butelek, reklamówek i innych świństw. Dobrze, że nie zapytała, czy kaczuszki wiją sobie gniazdka na spróchniałych barierkach – leży tam taka na dnie – w biało czerwone paski. Oj długo leży, ciekawe czy czekają aż się drewno rozłoży i wyjmą, jak już metal skoroduje, czy zostawią na wykopaliska za kilkaset lat…?
Idziemy dalej.
- Nóżki mnie bolą. Nie mam rady iść. Weźmiesz mnie na barana?
- Nie dasz rady, czy nie masz siły? Tatuś dźwiga delfina i nasze kocyki i ręczniki. Zobacz – nie ma jak cię wziąć.
Idziemy dalej.
- A mogę tu usiąść?
Bój się Boga dziecko… Nie, nie powiedziałam tego. Kiedyś stała tu ławka – i tam, i tam , o i tam też. Kiedyś, bo w tej chwili zostały dwie deski położone w poziomie. A jedna to chyba siekierą była rąbana, bo roztrzaskana przy końcówce. I wielkie drzazgi drewna odstają. Pełno szkła dookoła, śmieci. A przy następnej „ławce” wczoraj, chyba niezłą imprezę mieli, jeszcze kilka kawałków pizzy zostało. Nawet wiem skąd zamawiali. Pudełka leżą porozwalane. Ale skoro tyle zostawili to pewnie niezbyt smaczna – wiem którą pizzerie omijać… To zabawne? Nie, ani trochę. Żałosne – owszem.
Idziemy dalej. Dochodzi piętnasta.
- Ten pan tu mieszka?
-Nie, ten pan tylko tu odpoczywa.
- Śpi na drzewie? Jak Piotruś Pan?
- Nie, tylko odpoczywa. Zaraz wstanie i pójdzie do swojego domku.
Trochę ciszej – Adam, my pójdziemy przodem, sprawdź, może coś mu się stało. Ale pewnie pijany tylko.
Tylko pijany. Jakie to normalne. I jakie obrzydliwe.
Jest piękne, sobotnie popołudnie. Idziemy całą rodzinką na basen. Odkryty. Wzięliśmy wielkiego delfina. Będzie zabawa. Doszliśmy w końcu. W bramie witają nas trzy panie pod pięknym, dużym parasolem. Posiadają także stolik, trzy butelki wody i jedną kasę fiskalną. Zapłaciliśmy za bilety. O, nawet nie takie drogie – 5 zł, i możemy zostać ile chcemy.
- Huśtawka!
- Aga, tam jest basen. Idziemy do wody?
Biegiem w stronę wejścia na basen. Rozłożyliśmy kocyk, wyjęłam ręczniki, zdjęliśmy niepotrzebną warstwę ubrań. Delfin – jest. Idziemy. Zostawię klapki. Nie będą potrzebne. Mila, zielona trawka. Uuu, jednak będą potrzebne.
- Aga wróć! Chodź na rączki. Pełno szkła tu wszędzie. Jakieś kapsle…. Śmieci.
Ciekawe czy ktoś tu sprząta? Dzieciaki zasuwają na bosaka, nie patrzą pod nogi. Szkło w trawie i w piasku. Płytki popękane. Eh, dobrze, że jestem w tych klapkach. Oj, jakiś się przewrócił. No ładnie… kolanem przyłożył o ziemie. Dobrze, że na trawie, trochę zamortyzowała uderzenie. A gdzie tam… wyje w niebogłosy. Matka biegnie. Młodsza (chyba) siostra też płacze. Zobaczyła krew. Małe zbiegowisko się zebrało. Dzieciak wpadł prosto w kawałki jakiejś potłuczonej butelki. Matka przeklina na czym świat stoi. Nie dziwie jej się wcale.
Weszliśmy do wody. Och, w końcu upragniony chłodek. Miło. Aga skacze w wodzie. Podoba jej się.
Wyszliśmy trochę się ugrzać. Aga cała w trawie, bo zielsko z wody się do niej przylepiło kiedy wychodziła. Nie ma natrysków to i ludzie wnoszą wszystko do basenu. Powygrzewamy się trochę na słoneczku.
- Huśtawki! Mogę pójść na huśtawki?
- Za chwilę.
Poszłyśmy na huśtawki. Znów przydały się klapki. Pełno błota pod tymi huśtawkami. No trudno. Poskrzypiałyśmy trochę na jednej. Na drugą wolałam Agi nie sadzać. Była krzywa i nie wyglądała zbyt stabilnie.
Nie minęła nawet godzinka, postanowiliśmy się zbierać. Nie było gdzie się przebrać. No, były zasikane krzaki. Wróciłam do domu w półmokrym – półsuchym kostiumie kąpielowym pod ubraniem.
- A jak się obudzę rano to pójdziemy znów na basen? – Usłyszałam wieczorem.
- Jutro? Jutro będzie pewnie za gorąco i nie otworzą basenu.
- A fontannę? Pójdziemy do fontanny popływać?

Muszę chyba pogadać z babcią, żeby uprzedzała mnie o takich wydarzeniach w życiu mojego dziecka, jak kąpiel w fontannie.


A ty? Jak spędzasz wolny weekend z rodziną w Ciechanowie?


Paulina

Aplikacja ciechanowinaczej.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Ania - niezalogowany 2012-08-11 09:45:37

    Ja z moją rodziną jeździmy na rowerach jest to bardzo fajna aktywna forma wypoczynku zachęcam do spróbowania.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Ciechanowinaczej.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do