
Za nami ostatnie już w tym roku spotkanie z byłymi zawodnikami MKS Ciechanów. Tym razem zarząd klubu zaprosił byłego piłkarza, trenera i działacza - Jerzego Szmita, który jako piłkarz bronił barw naszej drużyny na przełomie lat 60. i 70.
Zapraszamy do lektury zapisu wspomnień Jerzego Szmita, a także relacji wideo ze spotkania, gdzie znajdziecie również fakty i ciekawostki nie uwzględnione w tekście:
- Chciałbym podziękować za zaproszenie. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się go i myślałem, że działacze piłkarscy w Ciechanowie zapomnieli już o mnie. Okazuje się, że byłem w błędzie i cieszę się z tego powodu. To, że oddaliłem się od piłki nożnej, nie oznacza, że nic nie wiem o tym klubie, bo wiem bardzo dużo. Mam do czynienia z piłkarzami, śledzę też lokalne media - zaczął Jerzy Szmit.
Początki kariery: W Ciechanowie w latach 60. organizowano dla młodzieży słynne wtedy turnieje piłki nożnej "dzikich drużyn". Dwa lata z rzędu z kolegami ze Śmiecinka wygraliśmy ten turniej. Raz, na nieszczęście, organizator, czyli klub Jurand, dał nam buty piłkarskie. To był rok 1963 lub 1964. Były to buty z nabijanymi kołkami, dostaliśmy też koszulki, które nawet na nas młodych, niedużych chłopców, były trudne do założenia, bo były już tak sprane. Ale cieszyliśmy się z tych nagród. I w 1965 roku trafiłem już do klubu - Juranda. Prezesem wtedy był Pan Marciniak. Wówczas w klubie, oprócz sekcji piłkarskiej, było również kolarstwo i raczkowała także dopiero piłka ręczna. Po dwóch miesiącach treningów w juniorach, trafiłem do seniorów. Rozegrałem do końca rundę jesienną, później wróciłem do juniorów, ale od 1966 roku grałem już na stałe w pierwszej drużynie. Miałem wtedy 17 lat i w tamtym okresie byłem najmłodszy w zespole. Systemy gry były trochę inne niż obecnie. Z reguły grało się ustawieniem 4-2-4. To był taki system wzorowany trochę na Włochach, zwłaszcza jeśli chodzi o obronę. Wcześniejsze systemy składały się z 3 obrońców, 2 pomocników i 5 napastników. My graliśmy zazwyczaj właśnie 4-2-4. Ja byłem napastnikiem. Strzelałem dużo bramek, z tym że powiem szczerze graliśmy z reguły w A klasie i większych perspektyw na awans nie było.
- Grałem w drużynie m.in. z Jackiem Wernikiem, który był kapitanem drużyny, Mirkiem Wernik, Zawadzkim. W tamtym okresie dobrze układała się współpraca sekcji piłkarskiej Juranda z jednostką wojskową. Była zgoda dowództwa i pozwolenie na to, żeby niektórzy wojskowi trenowali i grali z nami. Niestety jednak po dwóch latach oni zazwyczaj od nas odchodzili, w momencie, kiedy kończyli służbę. Tak czy inaczej Jurand często był wzmacniany zawodnikami, którzy akurat odbywali służbę wojskową w Ciechanowie. Oczywiście działo się to na zasadzie przypadku, nikt specjalnie nie ściągał piłkarzy do wojska w Ciechanowie.
Z Juranda do Narzędziowca, z przystankiem w Warszawiance: Jurand w pewnym momencie zaczął się sypać. Powstał w Ciechanowie taki zakład - Fanar - i jego dyrektor - Nowosielski, lubił piłkę nożną na tyle, że utworzył tam sekcję piłkarską z drużyną Narzędziowiec Ciechanów. Wygrali m.in. kilka razy ligę zakładową i od nas chłopacy zaczęli po prostu odchodzić do nich. Ja skończyłem grać w miarę szybko, w 1969 roku i zostałem trenerem tej drużyny. Zanim skończyłem grać, to miałem epizod w drużynie spoza Ciechanowa. Grałem bowiem w Warszawiance, która występowała wtedy w drugiej lidze. W 1968 roku skończyłem technikum ekonomiczne i od razu tam mnie wzięli, ponieważ już w okresie zimowym zainteresowali się mną. W Warszawiance nie grałem jednak długo, gdyż klub po prostu nie spełnili podstawowych umów między nami. Dlatego wróciłem do Ciechanowa. Wcześniej, bo w 1966 roku byłem z kolei w reprezentacji juniorów Mazowsza. Był tam m.in. Władek Dąbrowski, który później grał w Legii i nawet reprezentacji Polski. Moim największym osiągnięciem była właśnie gra w Warszawiance. Szybko z niej jednak wróciłem, ponieważ chciałem się dalej uczyć. Miałem zapewnienia, że klub mi pomoże, ale nic z tego nie wyszło, więc wróciłem do Ciechanowa. Przechodząc z Ciechanowa do Warszawy co prawda odczułem znaczną różnicę w treningach i wróciłem przetrenowany. Ale wbrew niektórym opiniom nie wróciłem z żadną kontuzją i grałem przecież jeszcze w Jurandzie.
- W Jurandzie przestałem grać nie z powodu kontuzji, ale po prostu nie było komu tej drużyny prowadzić. Był taki czas, że grałem i trenowałem zespół jednocześnie. Jurand w końcu rozwiązał sekcję. Wszyscy chłopcy przeszli do Narzędziowca, który zgłosił się do rozgrywek właśnie pod taką nazwą. Ja tam nie grałem. Byłem ostatnim trenerem Juranda, bo jak powiedziałem po przejściu zawodników do Narzędziowca, sekcja piłkarska została tutaj rozwiązana.
Najpierw Narzędziowiec, później Mazovia: Narzędziowca przez rok prowadził trener Królak, nauczyciel z Gołotczyzny. Po roku sięgnięto po mnie. Rok graliśmy jako Narzędziowiec w B-klasie. Po roku prezes Narzędziowca dogadał się z Mazovią, co wcale nie było łatwe, i razem z ciężarowcami utworzyliśmy wspólny klub. Piłkarze grali już pod tą nazwa. To były już lata 70. Ja z Mazovią współpracowałem od 1973 do 1980 roku. W miedzy czasie w kraju doszło do reorganizacji województw. Miedzy innymi w Ciechanowie powstało województwo i nastąpiła też reorganizacja rozgrywek. Musieliśmy się odłączyć od Mazowsza i Warszawy. Początkowo graliśmy na terenie województwa ciechanowskiego. Później powstał makroregion i graliśmy razem z woj. ostrołęckim i łomżyńskim. Tutaj warto podkreślić zasługi tego klubu w grupach młodzieżowych. Był taki okres, że juniorzy młodsi grali w centralnej lidze juniorów, a tych lig były cztery w kraju. Największym sukcesem piłki nożnej w Ciechanowie wówczas był fakt, że juniorzy starsi Mazovii, których trenował Ryszard Komornicki, zagrali w finałach mistrzostw Polski i znaleźli się w ósemce najlepszych drużyn w kraju. To było około 1984-85 roku. Tam grał m.in. Adama Nawotka, który później przeszedł do drugoligowej Siarki Tarnobrzeg. To był jeden z najlepszych zawodników, jaki przewinął się przez nasz klub.
- Fanar bardzo nas wpierał, na przykład przy organizacji obozów, gdzie spokojnie mogłem popracować z zawodnikami przez 10-12 dni po dwa razy dziennie, co było niemożliwe na miejscu. Natomiast jeśli chodzi o Mazovię to tutaj różnie było z tą współpracą, ponieważ cały czas ciężarowcy zarzucali piłkarzom, że piłkarze żyją z ich pieniędzy. To może była prawda, ale tylko po części, ponieważ cały czas wspierał nas Fanar. Kiedyś zabrakło nam np. sprzętu, więc udałem się do dyrektora Fanaru, który wezwał zaopatrzeniowca i kazał mu sporządzić listę wszystkiego, czego potrzebowaliśmy. Na drugi dzień już nam wszystko przywiózł. Korzystaliśmy też z autokaru zakładowego, ale innych rzeczy już nie było. Nikt nie pomyślał nawet o posiłkach czy odżywkach dla zawodników.
Mazovia w trzeciej lidze: W 1987 awansowaliśmy do trzeciej ligi. Trener był z Przasnysza, Henryk Mocek, który przed rundą wiosenną wyjechał do USA, gdzie miał rodzinę. Obiecywał, że szybko wróci. Runda się jednak zbliżała, a jego nie było. Zatrudniliśmy wtedy innego trenera - Bogdana Zalewskiego, który doskonale wiedział, że jest tymczasowo. Prezesem był ówczesny wiceprezydent miasta, a ja byłem wiceprezesem. Awansowaliśmy bezpośrednio, bez konieczności gry w barażach. W trzeciej lidze nie szło nam jednak najlepiej. Zatrudniliśmy jako trenera Andrzeja Nizierskiego, który był wtedy dosyć znany, grał w Warmii Olsztyn, zdobył mistrzostwo polski z młodzieżą. On prowadził Mazovię w trzeciej lidze. Przyszło do nas 3 czy 4 piłkarzy z Raciąża. Grał m.in. Leszek Gesek, Krzysiek Serafin czy Sławek Nowaliński. Warto dodać, że wówczas obowiązywała inna punktacja, bo za zwycięstwo różnicą trzech bramek, drużyna otrzymywała trzy punkty, a przegrany miał minus jeden punkt. Wszystkie drużyny dążyły więc do tego, żeby wygrywać trzema bramkami. Ostatecznie po roku spadliśmy, ale bardzo niewiele zabrakło nam, żeby się utrzymać. To był największy sukces piłki ciechanowskiej.
Kibice i derby: Jeśli chodzi o kibiców, to nie było żadnych sformalizowanych stosunków na linii klub - kibice. Kibice też nie organizowali się tak jak teraz, że skupiają się w jednym miejscu i w ten sposób prowadzą doping. Stadion też wyglądał zupełnie inaczej, miejsca siedzące był drewniane. Ale też dochodziło do rozrób, zwłaszcza na meczach derbowych, jak np. z Mławą. Pamiętam jeden mecz z Mławą, graliśmy w Ciechanowie. My walczyliśmy o zwycięstwo, gdyż graliśmy o awans, a Mława nie grała już o nic. Wygraliśmy 1:0 po rzucie karnym w ostatnich minutach. Sędziował chłopak z Pułtuska i mówiło się, że on nam pomógł wygrać i gwizdnął specjalnie karnego. Później już nie poprowadził żadnego meczu w województwie ciechanowskim. Mława zeszła z boiska przed ostatnim gwizdkiem, ale wynik został utrzymany z boiska.
Rozstanie z klubem: Wyobrażałem sobie, że pracę zawodową zakończę właśnie w klubie. Ówcześni działacze uniemożliwili mi to. Nie mam teraz urazu do klubu. Na bieżąco śledzę poczynania drużyn. Pytam o wyniki moich uczniów, którzy grają w drużynach młodzieżowych. Może wrócę do tej piłki, jest nowy zarząd złożony z młodych ludzi, który wykonuje dobrą pracę.
Piłka wczoraj i dziś: Kiedyś jak się grało w piłkę, liczyły się barwy klubowe, klub, miasto, w którym się grało. Teraz to nie ma znaczenia. Piłkarze pytają tylko, co z tego będą mieli. A przecież żeby coś z tego mieć, trzeba najpierw coś potrafić. Nasz klub działa prawidłowo, szkoli młodzież, nie kupuje piłkarzy z zewnątrz. Wiem też, że dotacje nie są za wysokie. Kiedyś piłka miała najwyższe dotacje. Wszystkie firmy komunalne miesięcznie płaciły na konto klubu 5 tysięcy złotych, a było ich sześć czy nawet więcej. To było dużo więcej niż dawał prezydent.
Zapraszamy do relacji wideo ze spotkania z Jerzym Szmitem:
[youtube_sc url="http://www.youtube.com/watch?v=BWtNrLinExA&feature=c4-overview&list=UU569Y-DRdmrXWkLdADdph4Q"]
Uwaga! Kolejne spotkania z byłymi piłkarzami MKS Ciechanów odbędą się po inauguracji rundy wiosennej IV ligi.
foto i wideo: Grzegorz Hoffman.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Przepraszam 28.061997 -.01.07.1997 w Poznaniu
.Jeszcze jedna informacja dotycząca MP w Poznaniu. W eliminacjach do Mistrzostw Polski by znaleźć się w ósemce najlepszych drużyn w Polsce Mazovia pokonała faworyta warszawską Agrykolę 3-2 , po bramkach Waldemara Zdunka, Adam Nawotki i Ireneusza Chylińskiego, oraz drużynę Agrokompleks Kętrzyn 2-0 po golach Adama Nawotki i Waldemara Zdunka. .W półfinale Mistrzostw Polski Mazovia przegrała, z Unią Oświęcim 2-1 ( bramka Adam Nawotka), oraz z Wartą Poznań 7-0, oraz pózniejszym wicemistrzem Polski Siarką Tarnobrzeg 3-0
Witam Chciałbym sprostować wypowiedż Pana Jurka, a może bardziej przypomnieć kiedy był największy sukces ciechanowskich piłkarzy A więc Mistrzostwa Polski Juniorów w Poznaniu w lipcu 1979 roku. Podaję link do informacji na ten temat http://pl.wikipedia.org/wiki/Mistrzowie_Polski_junior%C3%B3w_w_pi%C5%82ce_no%C5%BCnej Posiadam kilka informacji na ten temat oraz wycinki z gazet informujących o tym sukcesie,..skany mogę udostępnić oczywiście na e.mail...pozdrawiam bcf.kontakt@onet.pl